sobota, 3 listopada 2007

Adaptacja w nowym środowisku

Ten nowy tymczasowy dom coraz bardziej mnie zaskakuje. Znalazłem nowego potężnego sojusznika - rodzicielke imbecyla. Zaczęło się od nowego posłania i urozmaiconej diety (trzeba być deklem żeby myśleć, że myszy jedzą tylko ser jak w kreskówkach i że placki ziemniaczane są dla mnie zdrowe). Myślę, że za parę dni uda mi się ją wykorzystać do moich planów. W naturze jest jednak tak, że wraz z pozytywami pojawiają się negatywy - pani rodzicielka posiada dwa #$%^@& koty, które czatują na mnie dzień i noc patrząc się tymi swoimi świecącymi złowieszczymi oczyma.

Poza tym monotonie siedzenia w garnku nakrytym sitkiem (przynajmniej &@#%$# koty mogą sobie co najwyżej popatrzeć) zabijam rozmyślaniem nad Tym Jedynym... Tak, zakochałem się w Fabiu, blond piękności o powalającym ryjku, zobaczonym na reklamie w TV markecie. Kiedy ucieknę z niewoli, wyruszę na poszukiwania Fabia i razem zamieszkamy w pięknym dużym domu nad jeziorem.

czwartek, 1 listopada 2007

Halołin Stjuarta

Tym razem zacznę od przerażającej informacji która do mnie ostatnio dotarła. Tych dwoje idiotów co zostali moimi samozwańczymi ‘opiekunami’ nie jest aż tak pozbawione intelektu jak myślałem. Otóż, żyję w totalnej inwigilacji, pomijając szklane ściany w melinie, kamery i aparaty na każdym kroku śledzą moje ruchy(śp minister Ziobro byłby z nich dumny, nic tylko czekać na CBA w sprawie kawałka sera, którego zjadłem wczoraj z partyzanta) Jednak, dziwnym nie jest, przechytrzyłem tych imbecylów i właśnie piszę kolejną notkę.

Dzisiaj był wyjątkowy dzień bo przeżywałem pierwsze halołin w swoim życiu. Szału nie było, jednak święta to święta i celebrować wypada. Ja świętowałem to na swój wysublimowany sposób i gdy jeden z oprawców wziął mnie na rękę, skorzystałem ze staropolskiego zwyczaju „cukierek albo psikus”. Jako, że cukierka nie dostałem, w ramach psikusa wykonałem kilka czynności fizjologicznych na owego buca (małe zwycięstwo, ale satysfakcja jak po wygranej wojnie).

Po tej krótkiej celebracji, zostałem zapakowany do swojego pierwszego domu, kartonowego pudełka. Jakbyście się czuli gdybyście w takim wieku znowu trafili do swojej ukochanej kołyski ? Ja mało się nie rozpłakałem. Okazało się, że z jednym z buców jadę w daleką podróż do domu(tak, tylko że ja znowu znowu zostaje w tej kartonowej klitce, ale przyzwyczaiłem się do rasistowskiego podejścia do myszy geja)

Teraz, siedząc przy obcym kompie w nieznanym miejscu, wreszcie mogę napisać na blogu nie bojąc się kamer i innych ubekowskich metod inwigilacji. Możliwe, że po powrocie stąd to Oni, tak jak wczoraj (kiedy nagrali mnie buce podczas próby napisania notki), wygrają tę nierówną walkę i więcej nie będzie mi dane wykrzyczeć innym o swoim ciężkim losie(Jednak mają pewien słaby punkt który postaram się wykorzystać – upośledzenie umysłowe stopnia znacznego). Viva la resistance !!